Czasem, późnym już wieczorem, nachodzi mnie ciepłe wspomnienie dawno już w moim życiu nieobecnej blogosfery. I to nie tak, że zapomniałam. Bo przecież jak się ma dwadzieściakilka lat to pamięć jeszcze nie zawodzi :) Za to mocno zawodzi rzeczywistość, w której często plany przegrywają z realiami. Zdecydowanie przygniotła mnie ta rzeczywistość, pogodzenie studiowania, pracy i znalezienie w tym zawrotnym tempie choć sekundy dla siebie.
Jednak są rzeczy, które się nie zmieniają. Wciąż kocham secondhandy, choć przestałam bywać w nich regularnie. W dniu dzisiejszym jednak przypomniałam sobie, dlaczego warto tam zaglądać!
Chyba najbardziej znaną zaletą tych kopalni ubrań są ceny. H&M za 5 zł, Marks&Spencer za 1 zł, Olsen za 15, Atmosphere za 7... Można wymieniać bez końca. Secondhand to sklep, w którym perełka nie jest na wagę złota, a grosza.
To, co wielu ujmuje to także oryginalność ubrań. Możemy wyszperać zupełnie odmienne, niespotykane rzeczy.
Lecz to, co mnie najbardziej przekonuje do secondhandu to atmosfera tego sklepu.
Wyobraź to sobie, otwierasz drzwi i już w progu wita Cię mdły zapach kurzu, chemikaliów i ubrań. Zakasasz rękawy, chwytając za nieduży koszyczek, rzucasz się w wir poszukiwań. Gdzieś w głowie dziękujesz samej sobie, że postanowiłaś wybrać się na zakupy dzień po dostawie, gdy pierwsze tłumy już przemknęły pomiędzy wieszakami. Niczym lew w poszukiwaniu swej ofiary rozglądasz się w prawo i lewo.
Po prawej sympatyczna staruszka ogląda wełniane swetry. Przyznaj sama, odnajdujesz w niej obraz samej siebie za kilka lat. Po lewej elegancka kobieta w średnim wieku energicznie przesuwa wieszaki. Instynktownie usuwasz się jej z drogi, obierając czerwony sweter jako początek swojej przygody.
Myślami jesteś czasem tu, a czasem w zupełnie innym miejscu. Może jest to kuchnia ze zlewem pełnym garów, które musisz pozmywać po powrocie. A może łazienka, w której z kosza na pranie radośnie zwisają (niedawno jeszcze) białe skarpetki Twojego partnera. Ale jakie ma to znaczenie w obliczu zielonej bluzki z kołnierzykiem i trzema guziczkami, za którą zapłacisz jedynie 2,54. Grzech nie brać!
Może kurz nie działa na Twoją cerę tak znakomicie jak brazylijskie błoto, ale zdecydowanie odrywa Twoje myśli od codzienności. Czy w takim układzie lumpeks to nie SPA? I to takie SPA, z którego jeszcze wynosisz same korzyści! Bo przecież... to tylko za dwa złote...
Ale, ale... To przecież SPA połączone z siłownią! Przypomnij sobie te wszystkie kilogramy ubrań, które samodzielnie wyniosłaś z ukochanego secondhandu. Przypomnij sobie ile razy schyliłaś się, by podnieść kolejną rzecz, która niefortunnie zsuneła się z wieszaka. Kochana, trening cardio po takich zakupach zdecydowanie możesz odhaczyć.
Co większe i bardziej zawzięte szczęściary mogą wziąć również udział w darmowej lekcji zapasów! Przecież ta wredna ruda baba nie może kupić bluzki, którą Ty zauważyłaś jako pierwsza! Niezbędne przeciąganie ubrania niczym prawdziwy strongman może stać się Twoją specjalnością.
Dalej wątpisz we wspaniałość lumpeksów?
Toż to doskonała okazja do wzbogacenia swoich znajomości! W każdym lumpeksie znajdzie się miła pani, która raz po raz, trącając Cię torebką, będzie jak mantre powtarzać "Spójrz dziecko, jaki piękny sweterek! Mi starej to nie przystoi, ale Ty, młoda i tak do cery Ci pasuje.'
A gdy już przez to przebrniesz na Twojej drodze pojawia się ona - sprzedawczyni. I tu wzbogacisz swoją wiedzę. Toż to jak skarbnica modowych inspiracji. "Ooo widzę lubi Pani kolor zielony, świetnie, to zdecydowanie Pani odcień. Tuniki napewno idealnie pasują do Pani sylwetki...".
Uprzejmie kiwasz głową, w międzyczasie szukając portfela, który znów zaginął z zakamarkach Twojej torebki. Kładziesz na stole 50 zł, słysząc już w głowie samą siebie.. "Ale Kochanie, to kosztowało tylko 2 złote...". Zbierasz resztę i dumna wychodzisz z odnowioną garderobą. Już wiesz, dlaczego tak kochasz secondhandy.
"Kochanie, to tylko za 2 złote..."
piątek, 23 listopada 2018
niedziela, 3 września 2017
Jak to właściwie jest?
Nie zliczę już, ile razy sama sobie obiecuję regularny powrót na bloga. I choć wchodzę tu regularnie to postów dalej brak. Składa się na to wiele, wiele przyczyn. Studia w roku akademickim, obecnie praca, pogoda i mnóstwo innych zajęć, a jak wiadomo, nie sztuką jest dodać zdjęcie niedbale rzuconej na podłogę sukienki czy zawieszonej na drzwiach koszuli, żeby tylko pokazać stylizację. Często też brakuje mi fotografa, który nie zawsze ma czas i wenę na nowe zdjęcia, a niestety, statywem nie operuję zbyt płynnie.
Takim sposobem jestem, ale mnie nie ma. Nie obiecuję sobie już szerszych zmian w regularności moich postów, od października wracam na studia i doskonale wiem, że tego czasu będzie jeszcze mniej. Jednak tej blogowej atmosfery, wspaniałej społeczności, którą tu stworzyłyśmy bardzo mi brakuje :)
Sam N. nieraz nie może wyjść z podziwu, gdy wspominając bloga, wymieniam aktywniejsze z was i pamiętam szczegóły, które pisałyście w komentarzach. Dlatego, może nie regularnie, ale powracać tu będę, za każdym razem z tą samą radością. Moda i ubrania z lumpeksów dalej są moją wielką miłością, a szafa wciąż pęka w szwach.
Sama doskonale widzę, jak wiele dało mi te kilka miesięcy prowadzenia bloga. Od prostych rzeczy, jak zlikwidowanie dylematu "w co mam się ubrać?", gdyż zawsze znalazła się jakaś wygodna stylizacja, którą obmyśliłam na bloga, przez wiele radości z waszej obecności, zainteresowania tym, co tu prezentuję, aż po pewną wzmocnioną pewność siebie, którą w jakimś stopniu przynoszą zdjęcia, publikowane na blogu, czy sam fakt pozowania do nich.
Prowadzenie bloga to naprawdę świetna zabawa. I prawdę mówiąc, podziwiam te bloggerki, które robią to regularnie, od kilku lat. Sama obserwuję kilka takich blogów, wiem, że to kawał czasu i ciężkiej pracy. Może ze mnie bloggerka nie jest wzorowa, a nawet dobra :), ale wydaje mi się, że w tym wszystkim najbardziej liczy się dobra zabawa.
Mam nadzieję, że czas w pewnym sensie spędzony tu ze mną, dla was również jest dobrą zabawą :)
Co więcej mogę dodać? Jedynie to, że wrócę, nie wiem kiedy, ale kiedyś się tu pojawię z kolejnym postem. Mimo, że wy tego nie widzicie, wciąż gdzieś tu jestem, loguję się, widzę licznik odwiedzin. I jest mi niezmiernie miło, że mimo braku mnie on wciąż wzrasta. I nie ukrywam też, że umieram z ciekawości, co u was słychać!
sobota, 20 maja 2017
Aż w końcu przyszedł maj...
Obiecywałam sobie regularność, a wyszło jak zawsze. Wybaczcie moje drogie!
Jednak zainwestowałam w coś, co może choć w niewielkim stopniu pomoże mi w regularnym pisaniu postów, a chociaż dodawaniu zdjęć na instagrama - selfie stick. Trzymajcie kciuki :)
Jeans to absolutny klasyk wśród klasyków, dlatego uwielbiam wszelkie ubrania z tego materiału. Jest zawsze modny, wygodny i pasuje niemal na każdą okazję. Choć nie przepadam za połączeniami tego samego materiału lub koloru w różnych natężeniach, tym razem moją jeansową kurtkę zdecydowałam się połączyć z jeansowymi spodniami. Kupiłam je, gdy jeszcze było zimno, z myślą o tak pięknej pogodzie. Kosztowały jedynie 2 zł, są lekkie, miękkie, wygodne i w moim ulubionym granatowym odcieniu.
Bordowa bluzka to także jedna z moich dawnych lumpeksowych zdobyczy. Wydałam na nią 2 lub 3 złote, jednak dla tego koloru - warto byłoby wydać i 5 zł :). Całość dopełniają granatowe trampki i już jestem gotowa wyjść na spacer!
Czas jednak nie pozwala mi na zbyt długie spacery. Przyszedł maj, zaczęły się zaliczenia, a już niedługo także egzaminy. Co prawda drugi rok studiów nie jest aż tak intensywny, jak się spodziewałam, jednak biorąc pod uwagę również studia zaoczne, troszkę egzaminów się zebrało.
Zbliża się dla mnie dość ciężki okres, tymczasem jednak bawiliśmy się wczoraj z N. na fantastycznym koncercie Braci :)
Jednak zainwestowałam w coś, co może choć w niewielkim stopniu pomoże mi w regularnym pisaniu postów, a chociaż dodawaniu zdjęć na instagrama - selfie stick. Trzymajcie kciuki :)
Mam nadzieję, że u Was, podobnie jak u mnie, od kilku dni świeci słońce. Deszczowa pogoda zmęczyła mnie do tego stopnia, że samo włożenie jeansowej kurtki, zamiast zimowej, poprawia mi humor na dłuuuugi czas. A ta jeansowa kurteczka to moja absolutna perełka. Nie pochodzi wprawdzie z secondhandu, jednak kupiłam ją na prawdziwej okazji, za ok 30-40 zł.
Bordowa bluzka to także jedna z moich dawnych lumpeksowych zdobyczy. Wydałam na nią 2 lub 3 złote, jednak dla tego koloru - warto byłoby wydać i 5 zł :). Całość dopełniają granatowe trampki i już jestem gotowa wyjść na spacer!
Czas jednak nie pozwala mi na zbyt długie spacery. Przyszedł maj, zaczęły się zaliczenia, a już niedługo także egzaminy. Co prawda drugi rok studiów nie jest aż tak intensywny, jak się spodziewałam, jednak biorąc pod uwagę również studia zaoczne, troszkę egzaminów się zebrało.
Zbliża się dla mnie dość ciężki okres, tymczasem jednak bawiliśmy się wczoraj z N. na fantastycznym koncercie Braci :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)