piątek, 23 listopada 2018

Dlaczego wciąż kocham secondhandy?

Czasem, późnym już wieczorem, nachodzi mnie ciepłe wspomnienie dawno już w moim życiu nieobecnej blogosfery. I to nie tak, że zapomniałam. Bo przecież jak się ma dwadzieściakilka lat to pamięć jeszcze nie zawodzi :) Za to mocno zawodzi rzeczywistość, w której często plany przegrywają z realiami. Zdecydowanie przygniotła mnie ta rzeczywistość, pogodzenie studiowania, pracy i znalezienie w tym zawrotnym tempie choć sekundy dla siebie. 

Jednak są rzeczy, które się nie zmieniają. Wciąż kocham secondhandy, choć przestałam bywać w nich regularnie. W dniu dzisiejszym jednak przypomniałam sobie, dlaczego warto tam zaglądać!

Chyba najbardziej znaną zaletą tych kopalni ubrań są ceny. H&M za 5 zł, Marks&Spencer za 1 zł, Olsen za 15, Atmosphere za 7... Można wymieniać bez końca. Secondhand to sklep, w którym perełka nie jest na wagę złota, a grosza.

To, co wielu ujmuje to także oryginalność ubrań. Możemy wyszperać zupełnie odmienne, niespotykane rzeczy.

Lecz to, co mnie najbardziej przekonuje do secondhandu to atmosfera tego sklepu.
Wyobraź to sobie, otwierasz drzwi i już w progu wita Cię mdły zapach kurzu, chemikaliów i ubrań. Zakasasz rękawy, chwytając za nieduży koszyczek, rzucasz się w wir poszukiwań. Gdzieś w głowie dziękujesz samej sobie, że postanowiłaś wybrać się na zakupy dzień po dostawie, gdy pierwsze tłumy już przemknęły pomiędzy wieszakami. Niczym lew w poszukiwaniu swej ofiary rozglądasz się w prawo i lewo.
Po prawej sympatyczna staruszka ogląda wełniane swetry. Przyznaj sama, odnajdujesz w niej obraz samej siebie za kilka lat. Po lewej elegancka kobieta w średnim wieku energicznie przesuwa wieszaki. Instynktownie usuwasz się jej z drogi, obierając czerwony sweter jako początek swojej przygody.
Myślami jesteś czasem tu, a czasem w zupełnie innym miejscu. Może jest to kuchnia ze zlewem pełnym garów, które musisz pozmywać po powrocie. A może łazienka, w której z kosza na pranie radośnie zwisają (niedawno jeszcze) białe skarpetki Twojego partnera. Ale jakie ma to znaczenie w obliczu zielonej bluzki z kołnierzykiem i trzema guziczkami, za którą zapłacisz jedynie 2,54. Grzech nie brać!
Może kurz nie działa na Twoją cerę tak znakomicie jak brazylijskie błoto, ale zdecydowanie odrywa Twoje myśli od codzienności.  Czy w takim układzie lumpeks to nie SPA? I to takie SPA, z którego jeszcze wynosisz same korzyści! Bo przecież... to tylko za dwa złote...
Ale, ale... To przecież SPA połączone z siłownią! Przypomnij sobie te wszystkie kilogramy ubrań, które samodzielnie wyniosłaś z ukochanego secondhandu. Przypomnij sobie ile razy schyliłaś się, by podnieść kolejną rzecz, która niefortunnie zsuneła się z wieszaka. Kochana, trening cardio po takich zakupach zdecydowanie możesz odhaczyć.
Co większe i bardziej zawzięte szczęściary mogą wziąć również udział w darmowej lekcji zapasów! Przecież ta wredna ruda baba nie może kupić bluzki, którą Ty zauważyłaś jako pierwsza! Niezbędne przeciąganie ubrania niczym prawdziwy strongman może stać się Twoją specjalnością.
Dalej wątpisz we wspaniałość lumpeksów?
Toż to doskonała okazja do wzbogacenia swoich znajomości! W każdym lumpeksie znajdzie się miła pani, która raz po raz, trącając Cię torebką, będzie jak mantre powtarzać "Spójrz dziecko, jaki piękny sweterek! Mi starej to nie przystoi, ale Ty, młoda i tak do cery Ci pasuje.'
A gdy już przez to przebrniesz na Twojej drodze pojawia się ona - sprzedawczyni. I tu wzbogacisz swoją wiedzę. Toż to jak skarbnica modowych inspiracji. "Ooo widzę lubi Pani kolor zielony, świetnie, to zdecydowanie Pani odcień. Tuniki napewno idealnie pasują do Pani sylwetki...".
Uprzejmie kiwasz głową, w międzyczasie szukając portfela, który znów zaginął z zakamarkach Twojej torebki. Kładziesz na stole 50 zł, słysząc już w głowie samą siebie.. "Ale Kochanie, to kosztowało tylko 2 złote...". Zbierasz resztę i dumna wychodzisz z odnowioną garderobą. Już wiesz, dlaczego tak kochasz secondhandy.